Podróż cienia – Aleksandar Prokopiev

Dzisiaj przez cemnatrne alejki przewijają się setki tysięcy ludzi. Wędrując z miejsca na miejsce odwiedzają groby bliskich. Podobnie czyni bohater opowiadania Aleksandara Prokopieva, ze zbioru „Mały człowiek: bajki z lewej kieszeni”, które wam dzisiaj prezentujemy.

Ilustracje towarzyszące opowiadaniu pochodzą z krótkometrażowego filmu w reżyserii Zharko Ivanova, o którym pisaliśmy TUTAJ.

PODRÓŻ CIENIA

Tę bajkę opowiada się miłośnikom
filmu animowanego

Na motywach opowiadania Dymitra
Solewa pod tym samym tytułem

Scena 1:

Krume, sześćdziesięcioletni, wyglądający tak samo jak w opisie Solewa, ale kilka lat młodszy: znoszona kolejarska marynarka… z zawieszonym na plecach woreczkiem, niczym szytym na miarę jukiem, rzadko plecionym i wypchanym ziemią, chodzi po jakiejś skopijskiej ulicy sprzed trzęsienia ziemi. Z supła woreczka, jak z doniczki, wygląda sadzonka o kruchej łodyżce. Obok Krume pojawia się cień biegającego dziecka – jest szybszy od niego, wpatruje się w przechodniów i dwupiętrowy autobus jadący ulicą. Podczas gdy Krume idzie, a dziecko-cień wyprzedza go i wraca, na sadzonce wyrasta liść, jeden, może dwa.

Krocząc ścieżką, głębokimi bruzdami w czarnej ziemi, Krume dociera na cmentarz. Ponad cmentarzem widnieje Wodno. Cień dziecka z zainteresowaniem przygląda się grobom, chrześcijańskim, żydowskim, zatrzymuje się chwilami, potem biegnie dalej. Ptaki ćwierkają. Krume podchodzi do jednego z grobów, widać na nim ślady wyrytych literek, ale nie liczb. Z woreczka wyciąga sadzonkę, piersiówkę i łopatkę. Kopie, wsadza roślinę i podlewa wodą z piersiówki. W sadzeniu pomaga mu cień dziecka, choć Krume nie jest świadomy jego obecności. Obok pobliskiego grobu klęczy staruszka w czerni. Słychać jej lament. Krume nie reaguje, ale dziecko-cień odwraca się ku niej i nasłuchuje.

Scena 2:

Krume, starszy niż w poprzedniej scenie, w tej samej znoszonej odzieży idzie jakąś skopijską ulicą (może tą samą co wcześniej) tuż po trzęsieniu ziemi. Domy są popękane albo na wpół zniszczone, walą się albo ich nie ma, a na ich miejscach powstają nowe budynki. Krume niesie ten sam woreczek, który wygląda jednak na trochę większy. Może przez drzewko, które teraz podrosło i ma gałązki, liście i kilka kwiatów. Dziecko-cień znowu jest tutaj, w tym samym wieku co poprzednio, bawi się, wdrapuje na drzewo, ale Krume nie czuje jego ciężaru. Idzie jednak trochę inaczej, wolniej i sztywniej, mechanicznie.

Przychodzi na cmentarz, wyglądający inaczej niż wcześniej. Jest więcej grobów, niektóre świeże, ustawione w rzędzie. W tle widać kontury wyrastającej fabryki, na groby opada biały pył z nowej cementowni. Z pobliskiego lotniska dochodzi hałas startujących samolotów. Nad cmentarzem jeden wzbija się ku niebu.

Krume podchodzi do jednego z ułożonych rzędem grobów, z trudem oddycha i siada na płycie. Napis: „Mitrusz” jest dobrze widoczny, ale daty nadal zamazane. Dziecko-cień siada obok Krume, podpiera głowę na kolanach i patrzy na niego z zainteresowaniem. Z bliska widać, że twarz starca zryta jest zmarszczkami jak kora drzewa. Krume podnosi się z trudem, idzie wyjąć drzewko z woreczka. Wytęża się, nie jest mu łatwo, z trudem je wyciąga. Dziecko-cień próbuje mu pomóc. W końcu, z grymasem bólu, Krume udaje się wyrwać drzewko, tak jakby wyrywał je z siebie. Z dużym wysiłkiem, ciężko dysząc, sadzi je i podlewa wodą z piersiówki.

W dali słychać lament. Tam, pomiędzy rzędami grobów, majaczy sylwetka staruszki w czarnej chuście. Dziecko-cień łapie Krume, on go nie widzi, patrzy w stronę staruszki.

Scena 3:

Krume, już bardzo stary i zgarbiony pod ciężarem lat, idzie skopijską ulicą, tym razem całkowicie zmienioną. Budynki z reklamami poupychanymi w każdym możliwym miejscu, ozdobione wystawami, z ciągłym hałasem ruchu samochodowego. Krume z trudem się porusza, jakby nie podnosił nóg, tylko posuwał je do przodu, jak gdyby był przylepiony do chodnika. Dziecko-cień nadal w tym samym wieku, jest jeszcze bardziej ruchliwe: gapi się na wystawy, wchodzi do sklepów i z nich wychodzi, wspina się na plecy posągu byka, udając, że jeździ na nim.

Bardzo, bardzo powoli Krume po raz trzeci przychodzi na cmentarz. Teraz widać, że jego ciało jest nie tylko przygarbione, ale i zniekształcone. Hałas samochodów nie ustaje, a kiedy się tak wlecze alejkami cmentarza, który teraz wygląda jak prawdzie miasto zmarłych: z szerokimi, a dalej węższymi dróżkami i alejkami, po których dziecko-cień biega, kopiąc kamyczki, w tle rozpościera się widok na przeludnione, zanieczyszczone smogiem miasto żywych. Okazuje się, że ludzkie ciało Krume przemieniło się w drzewo. Nie ma już woreczka, drzewo po prostu rośnie w ciele Krume, gałęzie wystrzeliwują przez znoszoną marynarkę jak z donicy. Krume i dziecko-cień dochodzą do grobu.

Na nagrobnym krzyżu widnieje napis: „Mitrusz” i daty 1951-1960.

Dziecko popycha Krume, aby zrobił krok i stanął nad grobem. Rozpoczyna się ostateczna transformacja: Krume zamienia się w liściaste drzewo ze zwisającymi gałęziami. Dziecko-cień chwyta piersiówkę i podlewa drzewo. W oddali słychać lamentującą staruszkę, ale jej nie widać.