Wywiad z Aleksandrem Prokopievem

Mam po dziurki w nosie pełnego pozorów, nadętego „wielkiego człowieka”, najbardziej obecnego na pierwszych stronach gazet, pomiędzy rządzącymi politykami, który śmie zatruwać życie „małego człowieka”, przyozdabiając swoją próżność propagandą i fałszywymi reklamami.

Jak by pan opisał sam siebie w kilku zdaniach?

Odpowiadając na tak postawione pytanie człowiek zaczyna podkreślać swoje zalety (chociaż musi być świadomy swoich wad). To znaczy, ja wybieram ciekawość z wszystkimi pozytywnymi i ryzykownymi konsekwencjami. Ale w sensie zainteresowania, a nie wtrącania się w cudze sprawy. Często czuję, że właśnie ta ciekawość kieruje mną w literaturze, ale też i w życiu, zawdzięczam jej mojego badawczego ducha.

Jaka jest pana ulubiona książka?

To pytanie nawiązuje do poprzedniego, lubię czytać każdą dobrą książkę, to znaczy taką która mnie „poniesie”, na szczęście takie istnieją. Poza tym często zasypiam z książką (a nie przed telewizorem) i jeśli się obudzę w środku nocy, pierwsze moje myśli związane są z książką, którą właśnie czytam. W jesiennym okresie czytałem eseje Marguerite Yourcenar, „Koniec pewnej sagi rodzinnej” Pétera Nádasa, powieść „Morze” Johna Banville, również i badania sir Harolda Spencera Johnsa o życiu na innych światach.

A jeśli chodzi o moich ulubionych autorów, wybór jest duży. Na przykład lubię polskich pisarzy, szczególnie trio modernizmu – Schulz, Gombrowicz, Witkacy, następnie Herbert, Miłosz, Apollinaire (chociaż pisał po francusku, był Polakiem!). Jako nastolatek natomiast pochłaniałem powieści Sienkiewicza.

Jak wygląda proces tworzenia pańskich książek, czy zamyka się pan w domu i pisze, czy też wychodzi na zewnątrz, może do jakieś knajpki między ludzi, czy na lotnisku w trakcie oczekiwania na samolot?

Chyba państwo wiecie jak bardzo lubię podróże i mieszanie się z ludźmi! Ale oczywiście piszę też w domu, chociaż zawsze noszę notesy z zapisanymi stronami. Część moich utworów, tak zwane anty-instrukcje obsługi, poczęte są właśnie w taki sposób, w drodze, w pokoju hotelowym, albo w knajpie, podczas siorbania porannego macchiato. Jednak do stworzenia ostatecznej wersji tekstu wolę inspirującą atmosferę mojego gabinetu, wypełnionego twórczym nieładem.

Dlaczego zaczął pan pisać o „małym człowieku”?

Z dwóch przyczyn. Pierwszą z nich jest to, że mam po dziurki w nosie pełnego pozorów, nadętego „wielkiego człowieka” – najbardziej obecnego na pierwszych stronach gazet, pomiędzy rządzącymi politykami, który śmie zatruwać życie „małego człowieka”, przyozdabiając swoją próżność propagandą i fałszywymi reklamami.

Drugą przyczyną jest to, że w tej książce interesowali mnie bohaterowie, drugorzędni, stojący w cieniu, na marginesie powszechnie znanych historii, a noszący w sobie bogatą, kontrowersyjną naturę.

Co dla pana oznacza nagroda, którą otrzymał pan za swoją książkę „Mały człowiek: bajki z lewej kieszeni”?

„Balkanika” jest chyba jedną z najważniejszych literackich nagród na całych Bałkanach i oczywiście, bardzo mnie ona uradowała. Ale to co nieustannie sprawia mi radość, z tego powodu wybrałem pisanie książek, jest akurat ten Wielmożny czytelnik! Koneksja indywidualnego świata autora z indywidualnym światem czytelnika wygląda jak randka. Zwykle moje książki są bardziej uwodzicielskie niż ja sam. Chociaż sądzę, że uroku mi nie brakuje. Dla mnie bardzo ważne jest to, że moje książki są tłumaczone. Szczególnie na język tak mocnej czytelniczej publiki jaką jest Polska. Moje doświadczenia związane z Polską, czytelnicze, uniwersyteckie i podróżnicze są przepiękne. Teraz moja kolej na to by zwrócić Polsce nieco za jej gościnność.

Co by pan przekazał polskim czytelnikom?

Bardziej ciekawe jest to, co oni mogliby mi przekazać po przeczytaniu „Małego człowieka”. Ile czasu im to zajęło? Czy udało mi się wzbudzić jakieś przemyślenia, wywołać jakiś obraz, zwabić uśmiech? Kiedy książka jest wydrukowana, podaje się ją dalej czytelnikom, do sprawdzenia i dopełnienia ze strony tegoż czytelnika. Każdy bohater książki mógłby otworzyć swój własny blog, zbudowany na bazie reakcji czytelników.

Jakie miał pan życzenia na obecny rok?

W tym roku złotą monetę dostałem ja. W takich przypadkach bycie przesądnym jest dobre. Życzę sobie, by cała moja rodzina, zatem też i ja, była radosna, zdrowia i pełna twórczej ciekawości!